Tytuł: "Czy wspomniałem, że Cię potrzebuję?"
Seria: DIMILY (tom II)
Wydawnictwo: Feeria young
Ilość stron: 360
Kolejna druga część serii, która cóż...zawiodła mnie. Niestety i w tym przypadku zadziałała klątwa drugiej książki. Chociaż nie powiem: nieco się tego spodziewałam, bo po ostatnim rozdziale pierwszego tomu miałam ochotę nawrzeszczeć na główną bohaterkę za jej postępowanie. Eden jest bohaterką trudną, sama nie wie czego chce, a pewnych momentach mogłabym ją nazwać nawet hipokrytką. Wydaje się, że działa wyłącznie na swoją korzyść. Na szczęście da się ją polubić, bo negatywne momenty w pierwszej części są znikome. Ale za to w "Czy wspomniałem, że ją potrzebuję?" jest ich znacznie więcej, a do tego Tyler, którego tak bardzo uwielbiałam wcale nie zachowuje się tak, jakbyśmy tego oczekiwali.
Miłość, która nie powinna się zdarzyć. Miłość Tylera i Eden, która trwa mimo wszelkich zakazów. Osobiście mam co do tego mieszane uczucia. Oboje łączy tajemnica, próbują ukryć przed całym światem co do siebie czują. Drugi tom przysparza nam silną dawkę emocji, jest dużo bardziej intensywny, ale zarazem nieco przewidywalny i przede wszystkim banalny. O ile Tyler dorósł, o tyle nie można powiedzieć tego o Eden, która przypomina mi Bellę ze "Zmierzchu", która kocha dwóch mężczyzn jednocześnie. Strasznie nie lubię tego wątku. Dotychczas silna główna bohaterka, na naszych oczach staje się nieforemną masą. Jednak w tym momencie mogę Was pocieszyć, bo im dalej w książkę tym poziom się podwyższa.
Tyler i Eden nie widzieli się dwa lata. W końcu chłopak zaprasza swoją przybraną siostrę do Nowego Yorku, gdzie ta ma spędzić z nim całe sześć tygodni.
Swoją drogą, nie łączy ich DNA, nie wychowywali się ze sobą. Nie mają ze sobą żadnych powiązań, nie licząc tego, że ich rodzice się pobrali. Mimo to, oboje uważają to za coś niestosownego. Ba! Nie tylko oni tak uważają, uważa tak ich całe otoczenie.
Autorka wodzi nas za nos już od pierwszej strony. Mimo przewidywalności tej części, muszę stwierdzić, że niesamowicie wciąga. Osobiście pochłonęłam ją w jedną noc, a skończyłam jadąc rano tramwajem do pracy. Tak.. Jeśli chcieliście tylko na nią zerknąć, nie róbcie tego. Jest to całkowicie niemożliwe, gdyż tylko gdy się ją otworzy, chce się brnąć dalej i dalej. Powieść uświadamia nam, że czasem nie warto patrzeć na konwenanse, liczy się jedynie to w jakim rytmie bije nasze serce i na kogo widok trzepocze ile tylko ma sił.
Styl pisarski autorki nadal jest bardzo dobry, nie winię jej za to, że tak potoczyły się losy bohaterów. W sumie może to i dobrze, że maja własne charaktery i nie działają tak, jakbyśmy tego chcieli? Tymczasem trzymam kciuki za nasze przybrane rodzeństwo, które w moich oczach wcale nim nie jest i z niecierpliwością czekam na zakończenie tych perypetii.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Feeria Young.
Nie miało to wpływu na ocenę końcową.
Siostra czyta tę serię. Drugi tom też jej się podobał, czeka teraz na zakończenie serii.
OdpowiedzUsuń